„Niczym nie wyróżniała się od innych dzieci. Niekiedy nawet była nieposłuszna i karana. Chętnie chodziła do do kościoła. Także na nabożeństwa majowe. Jeśli nie mogła iść do kościoła w Gietrzwałdzie, nawiedzała kaplicę w Nowym Młynie, gdzie jest obraz Najświętszej Dziewicy.” – tak o jednej z wizjonerek objawień gietrzwałdzkich – Justynie Szafryńskiej – pisze jej matka Anna Szafryńska-Gramsch.
W innych źródłach znajdujemy, że była osobą niezwykle skromną i dobrze ułożoną, przy okazji objawień otrzymywała różne podarki, które zawsze zwracała. W porównaniu z rówieśnikami nie wyróżniała się szczególnymi zdolnościami: „miała trudności z nauką, nawet z przygotowaniem do pierwszej spowiedzi i Komunii św., które przyjęła z opóźnieniem.”.
Co sama, 12-letnia Justynka, mówiła na temat objawień, których doświadczyła?
„Od 27 czerwca miałam różne objawienia, o których początkowo nie umiałam sobie urobić zdania, co one miały znaczyć. Dopiero trzeciego dnia tego objawienia zostałam natchniona, aby zwrócić się do zjawy z pytaniem, kim ona jest i na to otrzymałam odpowiedź:
– Ja jestem Najświętsza Maryja Panna Niepokalanie Poczęta.
Przy pierwszym objawieniu odczułam w sobie strach, myślałam, że będzie ona oznaczać koniec świata. Później, gdy poznałam, że to objawienie Matki Boskiej, już się nie bałam.
O pierwszym objawieniu opowiedziałam mojej matce, potem następnego dnia bliższe okoliczności przedstawiłam moim koleżankom w szkole. Więcej nie mówiłam o tym – nie udzielałam żadnych informacji o objawieniu.
Ja sobie nie wmawiałam tych objawień, również nie myślałam o tym, dlaczego właśnie mnie ta łaska została udzielona. Przedtem nic nie słyszałam o podobnych objawieniach ani w nauce, ani w zwyczajnym obcowaniu. Nie słyszałam także o tym, że podobne objawienia mają istnieć i na innych miejscach.
Ze zbliżaniem się objawienia nagle powstała całkowita ciemność wokół mnie. Różaniec, który zaczęłam odmawiać przed objawieniem i modliłam się w ciszy ze zgromadzonymi ludźmi, odmawiałam w duchu dalej po rozpoczęciu się objawienia, aż do chwili, gdy skierowałam do zjawy zadane mi pytania, co też działo się w duchu. Nie wiem, co się działo w tym czasie koło mnie, nie czułam, gdy mi się ściskało rękę, widziałam objawienie także wtedy, gdy mi ktoś zakrył oczy. Skoro tylko zjawa podnosi się z krzesła, co oznacza zakończenie tego objawienia, oddaję niski pokłon i gdy znowu się podniosę, widzę wszystko na nowo w zwyczajnym świetle dziennym.
Odpowiedzi, które otrzymuję na moje pytania, udzielane są tak głośno, że powinny być słyszane na całym placu kościelnym. Wydaje mi się, że zjawa porusza przy tym wargami, jak przy rozmowie z ludźmi.”
Niestety niewiele możemy powiedzieć na temat dalszych losów Justyny Szafryńskiej. Po objawieniach – wraz z drugą wizjonerką Barbarą Samulowską – wstąpiła do Zgromadzenia Sióstr Miłosierdzia, które opuściła po 14 latach (po złożonych jedynie ślubach czasowych). Jej dalsze losy, ani miejsce pochówku są nieznane.
Powyższe cytaty pochodzą z książki ks. Krzysztofa Bielawnego „Niepodległość wyszła z Gietrzwałdu.”.
PS. Pomóż nam wyprodukować pierwszy, pełnometrażowy film dokumentalny o objawieniach NMP w Gietrzwałdzie: „Gietrzwałd 1877. Nieznane konteksty geopolityczne.”, w reż. Grzegorza Brauna: