„Dzieje się to w ostatnich dniach czerwca 1877 r. – ledwie parę tygodni po wspaniałym przemówieniu, które wygłosił do Polaków papież Pius IX w Rzymie. Konkretnie: 6 czerwca na prywatnej audiencji dla uczestników pierwszej narodowej pielgrzymki Polaków, którzy przybyli z ziem wszystkich trzech zaborów – Ojciec Święty Pius IX przemawia m.in. w te słowa: „Błogosławię Koronie Polskiej (regno di Polonia) i proszę Boga, aby to błogosławieństwo spłynęło na całą ziemię Waszą. Ku temu celowi starajcie się usunąć przyczynę niedoli Waszej, którą jest grzech, przyczyna wszelkiego prześladowania”.
Warto uświadomić sobie wagę tych słów – Ojciec Św. jest jedynym w ówczesnym świecie mężem stanu, który tak otwarcie mówi o jedności polskiego narodu i całości polskiego królestwa (tak!). Jednak Papież nie jest cynicznym agitatorem ani tanim pochlebcą, który dla doraźnego efektu politycznego usiłowałby huśtać nastrojami Polaków: „Dziś na całym świecie Kościół św. walczyć musi i potykać się nieustannie, walka ta i bój wre i w waszych dzielnicach. Aby w niej wytrwać, potrzeba Wam trzech przymiotów: cierpliwości (pazienza), stałości (fermezza) i odwagi (coraggio). […] O te dary prosić będę dla Polski. […]”
Błogosławiony Papież Pius IX wzywa naród polski do śmiałego, ale jednocześnie roztropnego postępowania, przy czym ze szczególnym naciskiem przestrzega przed jakąkolwiek akcją zbrojną: „Nie brakowało pomiędzy Wami ludzi, którzy utrzymywali, jakoby siłą prześladowanie odeprzeć należało; jest to niedobre zdanie, niedobre dla Polski, która pamiętać powinna, że nie przemocą – jeno modlitwą przemoc odbierać należy”. Kiedy pierwszy raz zwrócił mi uwagę na te słowa ksiądz dr Krzysztof Bielawny (któremu zawdzięczam bezpośredni impuls do tej kwerendy i własnej analizy, wynikami której niniejszym się z Państwem dzielę) – wówczas odruchowo wziąłem te papieskie słowa za poniekąd banalną oczywistość.
No tak, mówi papież do Polaków, że modlitwą i pracą, a nie siłą osiągną to, co im się skądinąd słusznie należy. Tak to w pierwszym odruchu odebrałem – że to taka, przepraszam, papieska mowa – bł. Papież Pius IX tak mówi, bo co innego niby miałby powiedzieć? Zachęcać do kucia kos na sztorc i pospolitego ruszenia na barykady, z motyką na księżyc? Krótko mówiąc, pomyślałem sobie, że papież mówi tylko teoretycznie, tak ogólnikowo i standardowo, „po księżowsku” przemawia. Chwilę trwało, zanim dotarło do mnie, że Ojciec Święty być może odnosił się wówczas do jakiegoś bardzo realnego i paląco aktualnego zagrożenia, o którym on akurat mógł być poinformowany lepiej niż wielu Polaków.
Jakież to zagrożenie? Otóż właśnie latem 1877 r. ma być rozpętane powstanie w Polsce. Konkretnie: pod zaborem rosyjskim, który już w poprzedniej dekadzie, po Powstaniu Styczniowym utracił odrębność administracyjną, faktyczną autonomię, którą wcześniej w ramach Imperium Rosyjskiego posiadał – teraz urzędowo to się nazywa „Generał-gubernatorstwo warszawskie”, któremu po stłumieniu powstania odebrano herb, a nazwę „Królestwo Polskie” w korespondencji urzędowej będzie się sukcesywnie zastępować nazwą „Kraju Przywiślańskiego” (nota bene, to rusycyzm, właściwie powinno być: „Nadwiślańskiego”). Podniesienie na tych ziemiach nowego powstania oczywiście żadnej Rzeczypospolitej, nawet jej namiastki, nie wskrzesi. Potencjalne zaś jego skutki należy sobie wyobrazić jako spotęgowany efekt Powstania Styczniowego – pacyfikacje i represje do kwadratu. Po prostu: kto jeszcze z polskich patriotów nie został powieszony, wywłaszczony, zesłany albo wypchnięty na emigrację – tego by to teraz ostatecznie spotkało. Zaraz wyłożę, kto i jak zamierza to powstanie rozpętać – i jak bliskie konkretyzacji są te plany. Ale najpierw dodam – tytułem rozszerzenia pejzażu ostatecznej katastrofy narodowej, jaka się tu kroi – że to kolejne polskie powstanie w sposób nieuchronny uruchomi reakcję domina, która poprowadzi, ni mniej, ni więcej, do rozpętania globalnego konfliktu, do wojny światowej.
Zatem kluczowa teza, którą niniejszym stawiam, brzmi następująco: poprzez Gietrzwałd Najświętsza Maryja Panna uratowała Polaków przed kolejnym, tym razem ostatecznym, harakiri powstańczym, a na dodatek „przy okazji” uratowała świat przed wojną światową. Poprzez Gietrzwałd Najświętsza Maryja Panna ocaliła nas i wskazała realną drogę do niepodległości – a „przy okazji” odsunęła pierwszą wojnę światową, bagatela, o 40 lat.”
Grzegorz Braun
PS. Powyższy artykuł stanowi fragment książki „Gietrzwałd 1877. Nieznane konteksty geopolityczne.” (książkę kupisz TUTAJ.)